#36 Dziękuję za wizytę

Mam nadzieję, że kiedyś rolę się odwrócą. Może po zakończeniu projektu „dziękuję”, przyjdzie czas na nowy: projekt „smacznego”.

To ja tak gadam o karmieniu ludzi, tutaj: #10
A może ja to tak naprawdę umiem? O ile dobrze pamiętam – ale było to tak dawno, że ręki sobie uciąć nie dam – dawniej udawało mi się to. Co się stało? Gdzie mi to zginęło?

To też ja, o sprzątaniu, tutaj: #36

Można powiedzieć, że mam za sobą pierwszy sukces. To, co jeszcze 26 dni temu wydawało mi się odległe, dziś przyszło mi bardzo naturalnie. Dobra, przyznaję, troszkę oszukuję, bo mam dzień wolny od pracy, a w dodatku wszystko ułożyło się… samo. Mimo wszystko uważam, że liczy się!

DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE SPONTANICZNY GOŚĆ ZROBIŁ MI TEN ZASZCZYT, ODWIEDZIŁ MNIE, DAŁ SIĘ NAKARMIĆ I NIE BYŁO WSTYDU .
Nie było, bo zakupy zrobione, obiad ugotowany, a w domu czysto. Nareszcie. 

Ostatni dzień wolny od pracy i wizyta u lekarza. Gdyby nie to, nikt nie wyciągnąłby mnie spod kołdry. Skoro jednak to już się stało, dlaczego nie wykorzystać tych podarowanych chwil? („Bo kaszlesz, matołku” – to mówił mój nadopiekuńczy mózg).

Zawsze mi smutno, gdy kupuję różne syropy i tabletki, bo też wzdrygam się na myśl, że muszę wprowadzić do organizmu coś tak obcego, sztucznego. Czasem godzę się na to, choć z niechęcią. Zawsze jednak odzywa się we mnie mały sabotażysta, który przypomina: „obok apteki jest spożywczak, a w warzywach i owocach są witaminy… Dodaj dwa do dwóch!”. Zatem uzupełniam „lecznicze pyszności” (o nich było tu: #32), a przy okazji kupuję produkty na obiad. Zaliczone?

Dzwoni telefon, rozmawiamy. W międzyczasie myśli mi się: „dobrze nam się gada, mam z czego ugotować jedzenie… Dodaj dwa do dwóch!”. Moje usta wypowiedziały zaproszenie na obiad, a moje uszy nieźle się zdziwiły słysząc to, bo nie przywykły do takich niezaplanowanych zwrotów akcji. Rozmówca awansował do „spontanicznego gościa in spe„. Nie był zatem całkowicie niezapowiedziany ani też nie należał do tych, którzy dzwonią, że są w pobliżu i będą za 10 minut. A przecież i tacy się zdarzają. Liczy się?

Wracam do domu, gotuję danie jednogarnkowe (pożywne i sycące, dla osób… ceniących prostotę). Zdążam jeszcze jako tako ogarnąć mieszkanie – odkurzyć i poskładać ubrania z suszarki. Nic więcej. Wszystko już wygląda nienagannie, jak nigdy. Sukces?

Znasz fenomen mycia podłogi? Jeśli idziesz swobodnie, pchając przed sobą mop, na czystej podłodze zostawiasz ślady swoich buciorów. Wiem, dreptanie tyłem załatwia sprawę, ale nie o technice „konserwowania powierzchni płaskich” chcę teraz mówić. Dla mnie najważniesze jest to, że choć doprowadzenie tego grajdołka do ładu nie odbyło się za jednym zamachem, ale małymi kroczkami, to najbardziej pochlebiam sobie, że wcześniej odgruzowane obszary nie zostały zapuszczone, dlatego dziś wystarczyło tylko musnąć. („Całe szczęście, bo kaszlesz, więc nie wolno Ci się przemęczać!” – to znów on, mózg-opiekun).

Nadal jestem w połowie drogi do ogarnięcia się, nie ma się co oszukiwać. To nie dom-jak-z-obrazka ani obiad-jak-w-restauracji. Ta ciesząca oko przestrzeń wokół to dopiero front, przyznaję. Przede mną przygoda życia – nurkowanie w szafach. Ale dziś mój gość nie musi o tym wiedzieć. Jedzenie smakowało, spotkanie uważam za udane. Jestem na dobrej drodze i być może za kolejnych 26 dni wydarzy się analogiczna sytuacja, tylko już nie będzie trzeba uwzględniać okoliczności łagodzących.

Dziś mi w duszy gra:

„Hold on, hold on, so strong, time just carries on.
And all that you thought was wrong is pure again”

„Brave”
Autorzy: Chantal Kreviazuk, Thomas Salter, Josh Groban

Rozgość się!
Nawyk Kochania.

2 myśli na temat “#36 Dziękuję za wizytę”

Dodaj odpowiedź do babciagawedziarka Anuluj pisanie odpowiedzi